Borne Sulinowo, Świeszyno, Police i Goleniów – cztery miejscowości, cztery spotkania, prawie 400 kilometrów i ponad cztery setki widzów. Tak w skrócie wyglądał nasz zachodniopomorski wypad z Bronisławem Cieślakiem i Piotrem K. Piotrowskim, który odbyliśmy 21-24.10.2014 r.
Wszytko rozpoczęło się we wtorek, gdy w „mieście, którego jeszcze niedawno nie było na mapie” dotarliśmy do tamtejszej biblioteki, porozmawialiśmy z kapitalną publicznością, a potem… prawie jechaliśmy czołgiem! Wspaniali ludzie, wspaniałe miejsce i wspaniała gościnność. Pani Dominika, pani Marzena, pan Janek oraz fenomenalny pan Darek (przewodnik i fascynat historii) sprawili, że nasz pobyt w Bornym Sulinowie zapamiętamy do końca życia.
Następnego dnia stawiliśmy się w Świeszynie. Ta nieduża miejscowość, położona około 6 km na południe od Koszalina, pełna jest ludzi z pasją. Bez wątpienia należą do nich: pani Arleta, pan Jacek oraz małżeństwo Szatanów, które na spotkaniu pojawiło się w mundurach… MO. Ale to jeszcze nic. Trzeba było widzieć samochód, którym podjechali pod MCK! Koniecznie musicie obejrzeć zdjęcia…
Zaraz po spotkaniu w Świeszynie udaliśmy się do Polic. Tuż przed północą przywitał nas hotel Dobosz, w którym spędziliśmy dwie doby. W czwartek 23.10., w dopiero co uruchomionej filii Biblioteki im. Marii Skłodowskiej-Curie, spotkaliśmy się z gronem wielbicieli serialu „07 zgłoś się” oraz „Malanowski i partnerzy”. Po ponad dwugodzinnej pogadance, przeplatanej materiałami multimedialnymi, udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Dzięki uprzejmości wspomnianego hotelu, mogliśmy zregenerować swoje siły i w godzinach wczesnopopołudniowych przejechaliśmy do Goleniowa. Sprawczynią naszej wizyty w Policach była pani Wioletta, której serdecznie dziękujemy za zaproszenie. Spotkanie odbyło się dzięki Książnicy Pomorskiej w Szczecinie. I tu słowa uznania należą się całemu działowi instrukcyjno-metodycznemu, a w szczególności pani Monice i pani Ani.
Goleniowska biblioteka posiada fenomenalną salę audiowizualną, gdzie spotkanie z publicznością, to prawdziwa przyjemność. Mogliśmy tego doświadczyć dzięki pani Anicie – organizatorce całego zamieszania – oraz dzięki wspaniałej publiczności, żywo reagującej na poruszane przez nas tematy. Z Goleniowa wyjechaliśmy późnym wieczorem, by po 600 km (z hakiem) dotrzeć do domu (była godzina 2 nad ranem).
Masa fenomenalnych ludzi, niezapomniane rozmowy, urokliwe miejsca, świetne jedzenie, genialne towarzystwo i wspaniała atmosfera – wszystkiego tego doświadczyliśmy w czasie tych czterech jesiennych dni. Mamy dziwne wrażenie, że jeszcze tu powrócimy. Chociażby po to, żeby… pojeździć czołgiem 🙂