kwi 28
2014

mail_sztukaterZ reguły jestem odporny i nieczuły na zaczepki, docinki i trywialny brak szacunku. Goszcząc w różnych miejscach – szczególnie mam tu na myśli centra handlowe – i podpisując swoje książki, często spotykam się ze wzrokiem klientów, który mówi: „o! jaka łysa hostessa!” Nie należę do autorów „roszczeniowych”, którym wydaje się, że wszystkie działania marketingowe wydawcy powinny być ukierunkowane tylko na nich – nie wychodzę z założenia „bo mi się należy”…

Czasami przeraża mnie, gdy wręczając młodym ludziom gratisową zakładkę do książki słyszę pytanie: „a co to jest?” A już szczytem nietaktu były któreś z kolei targi książki, gdy na stoisku usłyszałem niepochlebną sentencję pod swoim adresem (pani nie wiedziała, że rozmawia z Rekoszem). Nieważne.

Lecz to, co odebrałem w poczcie mailowej kilka dni temu, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia o możliwościach chamskich wypowiedzi.

Pewna pani (imię i nazwisko zachowam dla siebie – jeżeli ktoś byłby zainteresowany, to proszę o e-mail), przedstawiwszy się jako naczelna redaktorka portalu sztukater.pl (tu nazwę podaję już z pełną świadomością – zaraz wyjaśnię, dlaczego) w pierwszych słowach przesłanej wiadomości zaprasza mnie do Strzelina na dwudniowe wydarzenie czytelnicze o szumnej nazwie „LiteraTura II”. Pokrótce wyjaśnia cel imprezy, pisze o przesłaniach oraz prezentuje możliwości techniczno-finansowe (żeby była jasność – nocleg i wyżywienie są gwarantowane, honorarium i koszty podróży – już nie bardzo).

I nagle, podkreślając wzniosłość imprezy… wali prosto z mostu: „Wiem, że wielu pisarzy traktuje nas jak zło konieczne, ale działamy w dobrej wierze…” A zaraz potem hit największy: „Niestety z literatami jest gorzej, na rynku wydawniczym panuje konsternacja, a pisarze zachowują się jak dzicz z buszu…” (fragment rzeczonego maila dostępny po kliknięciu w miniaturę…)

Podcięło mi nogi.

Nie wiem, z jakiego powodu portal sztukater.pl (a właściwie tylko jego naczelna redaktorka) zaklasyfikowała mnie do grupy „dzicz z buszu”. Może ktoś z Was ma jakiś pomysł?

Ja wiem jedno. Nie pozwolę na to, aby ktokolwiek uogólniał swoją frustrację, określając mnie złem koniecznym. Zamierzam przesłać do wszystkich znanych mi wydawców, pisarzy i animatorów kultury ostrzeżenie przed jakąkolwiek współpracą z wymienionym portalem. I nie jestem jeszcze przekonany, ale być może zwrócę się do mojego znajomego radcy prawnego z prośbą o zbadanie, czy autorka tych słów nie naruszyła czasami artykułu 23 i 24 Kodeksu Cywilnego.

Portal sztukater.pl (jak wynika z samej nazwy) pretenduje do bycia kreatorem kultury. Jednak po przesłanym do mnie mailu czuję, że bliżej im do rynsztokowego towarzystwa, niż do animowania jakiejkolwiek formy sztuki.

PS.: Okazuje się, że nie tyko ja mam podobne odczucia. Rozmawiałem telefonicznie z pewnym znajomym – zgodził się ze mną. To sztuka reprezentować takie chamstwo…

Autor Dariusz Rekosz



10 komentarzy do “Sztuka chamstwa”

  • uczestnik napisał(a):

    Odnośnie LiteraTury I napiszę tylko tyle, że była fajną imprezą. Następna może być jeszcze lepsza, ponieważ oparta na zebranych doświadczeniach. Nie rozumiem w ogóle skąd to zamieszanie. Komu się podoba niech przyjedzie, a komu nie pasuje impreza, bądź organizatorzy, niech zostanie w domu i zbiera fałszywe ochy i achy na swój temat na facebooku i żałuje. Są tacy, którym impreza we Wrocławiu się nie spodobała, ale nie każdemu można dogodzić… Niemal wszyscy byli zadowoleni i miło wspominają ten czas.. Co do gościnności, to rzeczywiście nie czuliśmy się jak w sztywnym, pięciogwiazdkowym hotelu, ale swojsko, wśród przyjaciół 🙂

  • Pan Nikt napisał(a):

    Pan „K” daje z siebie wszystko. Skutecznie promuje kulturę i dba o tych, o których inni zapomnieli. Tak, jest kontrowersyjny, czasami jego wypowiedzi można odebrać za „chamskie”. Oceńmy całość, efekty jego pracy i całego Sztukatera. Efekty są bardzo dobre, a o to chyba chodzi? Na LiteraTurze I było wspaniale. Dobra atmosfera. Jedynie kto zawinił, to niektórzy „pisarze”.

  • wołodyjowska napisał(a):

    Wszystkie wpisy, poza Eurydyką i Danielanką, zmanipulowane. Atmosfera nagonki na autora bloga rozpętanej przez klakierów Sztukatera , metody czysto putinowskie.
    Impreza we Wrocławiu jakiej jeszcze nie było, rzeczywiście. Czytałam wpisy o rewelacyjnej atmosferze imprezy we Wrocławiu i myślę, że chyba byłam zupełnie gdzie indziej, raczej w złym śnie, w którym autorów traktowano autentycznie jak dzicz z buszu. Według mnie Sztukater, to grupa cyników i oszustów, którzy z pozyskanych na imprezę funduszy urządzili autorom obraźliwą farsę, ubijając wewnętrzne interesiki, po tak zwanych minimalnych kosztach.
    W parku we Wrocławiu, rok temu, zebraliśmy się wszyscy o czasie, ubrani na biało.. Przez godzinę, lub nawet dłużej czekaliśmy na organizatorów, którzy przybyli bez słowa przeprosin, z zielonymi kocykami z IKEA i książkami, które sponsorowały wydawnictwa, tudzież sami autorzy. Wręczyli nam ulotki i nakazali podchodzić do przechodniów w parku, zaczepiać i zagadywać. Część z nas, miała zasiąść na tych kocykach i wabić kolanami chyba, bo nie było żadnej informacji, że to jakaś legalna impreza. Inni mieli rozdawać i zachwalać książki. Przetrzymali nas tam kilka godzin. Obiecany obiad, a owszem, przynieśli ze sobą trzy reklamówki z bułkami, które wcześniej zrobili w domu. Kto chciał mógł się poczęstować, zapchać, na sucho, oczywiście.
    Po jakimś czasie w pustym parku, pojawiła się grupa młodzieży, podejrzewam, że specjalnie podesłana, która rozsiadła się na kocykach i ławkach towarzysząc ogłupionym pisarzom.
    Następnie zbiórka w księgarni Matras. Wręczyli nam balony oraz kolejne książki i mieliśmy ganiać za ludźmi po deptaku na ulicy Świdnickiej, jak akwizytorzy. Niektórzy przechodnie z przerażeniem uciekali przed bandą białych fartuchów, inni pytali czy to jakaś sekta.
    W księgarni Pan Krzysiu, czy jakoś tam, zdaje się sam szef imprezy, ustawił nas przy półkach z książkami i pouczał jak zaczepiać kupujących. Sklep był dość wyludniony. Kto się obijał i przysiadał na krzesełku, bo ile można stać, a nie werbował klientów, był poganiany i obrażany.
    Niektórzy autorzy przygotowali się do spotkań z czytelnikami bardzo rzetelnie. Były nawet koncerty na skrzypach, wykłady z rzutnikiem, ciekawe spotkania dla dzieci. Niezwykle sympatyczna i profesjonalna Aleksandra Urbańczyk, literacka recenzentka.
    Niestety księgarnia świeciła pustkami, nieliczni, przypadkowi klienci po prostu nie mieli czasu. Trzydziestu autorów stało między półkami robiąc autorski tłum wśród własnych książek. W końcu przedstawialiśmy się jeden przed drugim., żeby jakoś wypełnić czas do wieczora. W tym czasie organizatorzy przywieźli z Biedronki, bądź z Tesco, ciasteczka, butelki z wodą i soki. Była też kawa w kubeczkach i tak nam zeszło do zmroku. Potem przegnali wszystkich, , pieszo po ciemnym Wrocławiu, kilka kilometrów, do małego antykwariatu, własność jednego z zaproszonych autorów, jakby dla reklamy, potem dalej za miasto, gdzieś oglądać muzykę i światło, czyli podświetloną fontannę. Gdyby nie to, że w końcu ostatni etap wędrówki, po nocnym Wrocławiu przebyliśmy w dwóch prywatnych samochodach organizatorów pewnie kobiety w wysokich obcasach nie dałyby rady dojść. Po co się tak, głupie ubrały ?
    Na miejscu już nic się nie działo, pokaz się skończył, za to my zostaliśmy gdzieś w okolicy wrocławskiego zoo, bez możliwości bezpiecznego powrotu.
    Miał być jeszcze bankiet na wrocławskim rynku, ale nie było. Organizatorzy stwierdzili, że nie warto, bo późna godzina, i zostawili nas, w tych obcasach o godzinie 23, nie chodziły już tramwaje, numerów telefonów na taxi nie mieliśmy, trzeba było drałować piechotą. Organizatorzy zmyli się wcześniej, Pan Krzysiu już się nie fatygował nad wodę. Za późno na mężczyznę, który tak bardzo namęczył się w ciągu dnia. Kto mógł złapał okazję, żeby jakoś dotrzeć na drugą stronę Wrocławia, do mieszkania, w którym dzięki Sztukaterowi koczował.
    Jeszcze jeden miły akcent – mieliśmy przywieźć ze sobą namalowane przez siebie koszulki. Dyskusja, co na koszulkach trwała dość długo. Każdy kto mógł i chciał, a zrobiło to wielu przygotowało się do tego solidnie. Koszulki miały być licytowane na święta. Pieniądze przeznaczono na jakiś szczytny cel. Licytacja w końcu odbyła się, ale dopiero w lutym. Koszulki wystawiono na allegro i na facebooku, na stronie Sztukatera. Wyszło w końcu na to, że kupione i malowane przez autorów koszulki oni mogli teraz sobie kupić na Allegro. Taka to była licytacja. Prawie nic się nie sprzedało. Koszulki można wyrzucić do kosza, ale zetrzeć nimi podłogę sklepu Matras we Wrocławiu, przy ulicy Świdnickiej. .
    Impreza Sztukatera we Wrocławiu nie miała nic wspólnego z szerzeniem czytelnictwa, a tym bardzie sztuki i kultury, chyba, że sztuki bezczelności, cynizmu i chamstwa. Szanujący się autor nie ma co na niej szukać i raczej nie pojawi się w Strzelinie. Chociaż w tym roku będzie być może okazja, żeby się przespać pod namiotem.
    Wystarczy zajrzeć do Internetu, żeby ocenić tę inicjatywę, a przede wszystkim sposób odnoszenia się do każdego, kto ma nieco inne zdanie. Klakierów jednak nie brakuje, autorów jednego wiersza, trzech opowiadań, którzy są w stanie zgodzić się na wszystko, byle ktokolwiek nazwał ich autorami.

  • kermitka napisał(a):

    Jestem stałą czytelniczką Pańskiego bloga. Po przeczytaniu wpisu zbulwersowałam się. Następnie weszľam na fan page Sztukatera. Ktoś na ich profilu umieścił tekst prośby. Z przykrością stwierdzam, że wyciął Pan zdanie z kontekstu. Pańskie żale są nieuzasadnione. Te obraźliwe słowa nie dotyczyły pańskiej osoby. Po co tyle krzyku?

  • Agniecha napisał(a):

    Hm… przyznam szczerze, że jestem mocno zaskoczona Pana reakcją. Widziałam zaproszenie rozsyłane wszystkim i nie mogę zrozumieć jakim sposobem, spośród wszystkich jakże ważnych celów akcji i korzyści nie tylko dla autora, ale również i czytelników, wyłapał Pan akurat tylko te dwa zdania i to jeszcze nie zrozumiał ich intencji.

    Denerwuje się Pan: „Nie pozwolę na to, aby ktokolwiek uogólniał swoją frustrację, określając mnie złem koniecznym.”, a ewidentnie widać, że nie zrozumiał Pan czytanego tekstu. Nie wiem, czy w ogóle bolesny był zwrot „zło konieczne”, czy co innego, bo przecież Pani naczelna nie wystosowała tego wyrażenia w pańską stronę, a jedynie uzmysłowiła, że to Sztukater jest tak traktowany.

    Nie wydaje mi się, aby zostały naruszone jakiekolwiek przepisy, jak tu jest wspomniane. Powiem jedynie, że ludzie działający dla ogółu muszą mieć twarde zadki i mocne charaktery, aby zmotywować do działania. Tym bardziej boli mnie, że w tych wszystkich staraniach podejmowanych przez Stowarzyszenie ludzie nie mogą zobaczyć jasnych stron, ale przede wszystkim serca, które Ci ludzie wsadzają w to co robią! Przecież to nie kasa dla nich, a chęć wypromowania czytelnictwa, a tym samym ludzi którzy mają na nie wpływ. Można więc powiedzieć, że takim wpisem i taką opinią Pan także przyczynia się do uśmiercenia czytelnictwa w Polsce i odepchnięciu od siebie potencjalnego czytelnika.

    Pozdrawiam

  • Jacek Wąsowicz napisał(a):

    Witam
    Kolega Dariusz ponoć pisze – czy więc osobiście nie korzysta z formuły i konstrukcji w czasie teraźniejszym prostym do opisania ogólnego nawyku pewnej grupy ludzi nazwanych po zwyczajowym imieniu (tu, pisarzy)?
    Czytałem rzeczonego emaila i tak sobie myślę: trzeba mieć naprawdę uczulenie skórne albo nie wiem jakie, żeby słowa „pisarze zachowują się jak dzicz z buszu” odebrać jednoznacznie osobiście. Więcej luzu, kolego! 🙂
    A teraz jestem ciekaw czy admin portalu przepuści mój koment… 🙂
    JW

  • Ula napisał(a):

    A ja zapytam o jedną kwestię..? Czy czasami Sztukater. pl nie był patronem (darmowym) Pańskiej najnowszej książki..? Bo o ile dobrze widziałam na profilu Sztukatera, to tak właśnie było..Troszkę to niesmaczne chyba tak krytykować portal, którzy za darmo ( w odróżnieniu od innych portali poświęconych literaturze) reklamują i promują twórczość polskich autorów, w Tym i Pana..

  • Katarzyna napisał(a):

    Byłam na pierwszej imprezie i mam tylko dobre wspomnienia. Wspaniałe spotkanie z młodzieżą w parku, tłum ludzi w księgarni, pełna sala na spotkaniu autorskim. Trochę wszystko na wariata się działo, ale przecież o to chodzi.Jestem takim typem człowieka, który nie lubi wiedzieć co się stanie za pięć minut. Jeśli komuś się nie podobało – ok, po trochu rozumiem, w końcu nie każdy jest spontaniczny. Może lubicie sztywne spotkania w bibliotekach i pytania „co autor miał na myśli?” Jeśli tak, to rzeczywniście nie macie po co przyjeżdżać.

    Panie Dariuszu, gdyby Pan był na Litreaturze I i na własne oczy zobaczył jak niektórzy się zachowywali, to by Pan zrozumiał co Naczelna miała na myśli.

    Katarzyna Szewczyk.

  • Danielanka napisał(a):

    Jestem całym sercem po Pana stronie. Od początku działalność strony poświęconej LiTeraturze Strzelin wydała mi sie podejrzana i nieprofesjonalna, a Pani, która mieni sie redaktor naczelną ma bardzo złe maniery i z Kulturą, przez duze „K” najmniej wspólnego. Dawno to zauważyłam.

  • eurydyka napisał(a):

    Byłam rok temu na Literatura I we Wrocławiu, brak słów. Uprzedzam tych, którzy się wybiorą. Przedsięwzięcie bardzo podejrzane, nieprofesjonalne i agresywne w postaci pana K.