Ignorantka w brukowcu
Z reguły nie czytam „kolorowych gazet”. W tak zwanej prasie kobiecej (jeżeli już biorę ją do ręki) zatrzymuję się jedynie przy krzyżówce lub sudoku (o ile takowe są na odpowiednim poziomie). Jednak numer 11 (130) tygodnika „Świat & ludzie” zaciekawił mnie informacją, zawartą na okładce. Jest tam zdjęcie mojego ulubionego aktora – Stanisława Mikulskiego – oraz tytuł „Trafił do muzeum” (str. 3).
Licząc, że na stronie 3 znajdę ciekawą fotorelację z otwarcia „Muzeum Hansa Klossa” (pisałem o tym wydarzeniu kilka dni temu), przewracam kartkę. I co widzę? Dobrze, że nie mam włosów. Bo inaczej albo by mi wypadły, albo stanęły dęba, albo sam bym je wyrwał.
(foto: Świat & ludzie nr 11 (130) z 12.03.2009)
Artykuł na stronie 3 nosi tytuł „Kto zatrudni Hansa Klossa?”, a zaraz pod nim czytamy: „Rola agenta J-23 dała mu sławę i status wielkiej gwiazdy. Nigdy jednak nie wyszedł z jej cienia”. Dalej są fotografie z różnych momentów życia pana Stanisława. Jest również fotka sprzed wymienionego już Muzeum (Kloss i Brunner przecinający wstęgę przed wejściem). „Całkiem sympatycznie” – myślę sobie i zabieram się do czytania.
Jeszcze pierwszy ustęp artykułu jest do zaakceptowania: „Jeszcze nikt w Polsce nie miał swojego muzeum za życia. A Stanisław Mikulski tak. W lutym otwarto Muzeum Hansa Klossa w Katowicach. Agenta J-23 oblegały tam tłumy. Jest przecież znany kilku pokoleniom widzów.”
Ale dalej było już tylko gorzej. Autorka (podpis pod artykułem AZ) omawianego artykułu, z wyrwanych z kontekstu wypowiedzi aktora oraz wyselekcjonowanych niektórych faktów z jego życia, wybitnie „udowadnia”, że Stanisław Mikulski to ekranowy nieudacznik, bo oprócz roli Klossa nigdy nie otrzymał żadnej innej, wybitnej roli.
Do tej wstrętnej oceny dołącza też niejaka Ilona Łepkowska, nazwana w artykule „najsławniejszą polską scenarzystką”. Szanowna pani AZ – a cóż takiego sławnego stworzyła pani Łepkowska? Durne telenowele? Idiotyczne pseudo-komedie, na których aż zęby bolą? Czy może coś jeszcze bardziej szałowego? Pani Łepkowska mówi (cytuję za autorem artykułu): „Nie sądzę, żeby chodziło o to, że pan Mikulski był ulubieńcem systemu. Problem w tym, że ma swoje lata i jest skazany na dalszoplanowe role. U mnie główne plany są obsadzane młodymi. Takie jest życie”.
I tu mną zatrzęsło! Walnij się, głupia babo, w pusty łeb! – chciałoby się powiedzieć. Ale ja postaram się być kulturalny i odpowiem mniej kolokwialnie – wie pani dlaczego pani scenariusze są denne, a filmy do bani? Bo nie docenia pani kuksztu aktorskiego. Bo stawia pani wybitne osobowości filmowe na przegranej pozycji tylko dlatego, że osiągają wiek emerytalny. Bo jest pani ślepa, że tacy aktorzy jak: Sean Connery, Harrison Ford, Kirk Douglas, Michael Caine, Ian MacCallen, Christopher Lee, Donald Sutherland, Clint Eastwood, Lee Marvin i wielu, wielu innych – są jak wino – im starsi, tym dostają lepsze role, i tym lepiej potrafią je zagrać. I jak grają! Wirtuozeria!
I dzięki tak „wybitnym” (tfu!) twórcom jak pani, ikony polskiej popkultury, nietuzinkowe osobowości, które znane są nie tylko tutaj, ale także poza granicami naszego kraju, mieszkają dziś w dwupokojowym, 60-metrowym mieszkaniu i dostają ostatnie „ochłapy” drugo- i trzecioplanowych epizodów.
Więciej pokory! Hollywoodzkie gwiazdy, które – tak jak pan Mikulski – przez 40 lat nie schodziłyby z ekranów telewizyjnych (czy kinowych) mogłyby (i mogą!) cieszyć się własną, luksusową posiadłością lub olbrzymim apartamentem (z pięcioma basenami, sauną i lokajem, otwierającym drzwi). Tymczasem „łepkowscy” producenci postępują z rodzimymi aktorami starszego pokolenia tak, że pan Stanisław zapytany o to, dlaczego nie jest obsadzany w pierwszym planie, odpowiedział (cytat z artykułu): „Niech pani zapyta tych, co obdzielają rolami, dlaczego nigdzie mnie nie ma.”
My, panie Stanisławie, wiemy, dlaczego. Bo oni (one) do pięt panu nie dorastają! A ich wypowiedzi można znaleźć jedynie w brukowcach.
Takie jest życie.