Wydarzenia

Tłumy, Pan Tadeusz i Emilia

Po zeszłorocznych Targach Książki w Katowicach jechałem do Spodka pełen nadziei – że lepsza będzie reklama i promocja, że spotkam się z ciekawymi ludźmi i ze znajomymi, no i przede wszystkim, że dopisze publiczność.

Nie zawiodłem się w żadnym z tych oczekiwań.

Analogicznie do roku 2011, zostałem zaproszony przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Katowicach (wielkie dzięki!!!) oraz Wydawnictwo W.A.B. – Czarny Maciek cieszył się na Targach niesamowitą popularnością. Nowością była moja wizyta na stoisku Wydawnictwa Dreams, gdzie podpisywałm nagrodzoną w tym roku książkę „Detektywów para – Jacek i Barbara. Tajemnicza szafa”.

Ale po kolei…

Piątkowy dzień obfitował przede wszystkim w odwiedziny wycieczek szkolnych oraz delegacje bibliotekarzy. Nie zabrakło również „niezrzeszonych” czytelników, ale tych było zdecydowanie mniej. Nie zawiodły natomiast media – kilka stacji telewizyjnych, rozglośni radiowych i dziennikarze prasowi uwijali się na Targach jeszcze przed otwarciem bramek dla publiczności. Pierwszą wypowiedź dla mediów odnotowałem w piątek o godz. 9:45, „wchodząc na żywo” do programu Radia Katowice – za sprawą Agnieszki Strzemińskiej. Później były jeszcze wywiady dla kilku innych stacji, a także dla telewizji: TVS, Telpol, Comtv oraz TvUŚl.

W sobotę – czego się chyba nikt nie spodziewał – Spodek przeżył prawdziwe oblężenie. Takich tłumów odwiedzających imprezę książkową Katowice chyba nie pamiętają! Wszystko rozpoczęło się jednak od wspólnego (narodowego!) czytania fragmentu Inwokacji „Pana Taduesza” Adama Mickiewicza. Pojawiłem się na scenie z kilkoma ochotnikami i razem z publicznością przebrnęliśmy przez kilkanaście wersów tego trzynastozgłoskowca. A potem? Potem były spotkania, rozmowy, rozmowy, spotkania, spotkania, rozmowy i tak aż do samego wieczora.

Organizatorzy (wielkie brawa dla Moniki Badowskiej – menedżera Targów) zadbali zarówno o kontakt z twórcami, jak i recenzentami i blogerami. Zaproszono wybitnych językoznawców i debiutantów. Każdy mógł nabyć coś dla siebie, a wśród wystawców-wydawców można było spotkać wiele mniej lub bardziej znanych marek. Swoje stoiska miały też Qulturka oraz Granice.pl (pozdrowienia dla Ewy i Sławka).

Racząc się wyśmienitą kawą rozpoczęliśmy niedzielę. Spokojny poranek bardzo szybko przemienił się w kolejny dzień, obfitujący w ogrom spotkań, a także całkiem prywatnych rozmów. Hitem tego dnia było dla mnie spotkanie się z wielce sympatyczną panią, która oświadczyła mi, że nazywa się… Rekosz! Jakież było moje zaskoczenie, gdy po chwili siegnęła po wizytówkę, na której rzeczywiscie widniało – Emilia Rekosz. Okazało się, że na Targi przyjechała aż z Warszawy, a pochodzi ze Szczytna. I to od razu przypomniało mi o pewnym zdarzeniu. Poszukując kiedyś źrodeł wałsnego nazwiska, a także po części i rodu, dotarłem do informacji, jakoby „Rekosz” miało pochodzić z północnego Mazowsza, a nawet jeszcze dalej, właśnie z okolic Szczytna. Po wymianie serdeczności zdecydowaliśmy mówić sobie po imieniu, no bo jak by to w rodzinie wyglądało… 🙂

Podsumowując jednym zdaniem – taka impreza mogłaby się odbywać w Spodku co tydzień… No, powiedzmy co miesiąc 🙂