wrz 06
2012

Dzięki Pani Weronice Mojeckiej otrzymałem całkiem niedawno bajeczkę (nie tylko) dla dzieci, zatytułowaną „Przygody Rózi i chłopca o imieniu Dziadek”, wydaną w Polsce przez Charaktery.

Już sama sprawa autorstwa książki jest ciekawa, bo została ona napisana przez wybitnego psychologa Elliota Aronsona oraz jego wnuczkę Ruthie.

Jak można przeczytać z oficjalnej charakterystyki wspomnianej książki:

Elliot Aronson przyznał, że jego ulubioną metodą nauczania jest opowiadanie historii, które w obrazowy sposób objaśniają złożone i abstrakcyjne zagadnienia oraz sprawiają, że zapadają słuchaczom w pamięć.

Kiedy okazało się, że jego sześcioletnie wnuczka Ruthie ma poważne kłopoty z czytaniem i może nie przejść do drugiej klasy, wpadł na pomysł, aby wspólnie z nią wymyślić historię. Ponieważ sam (ze względu na chorobę siatkówki) ledwo już widział, każde słowo, które wspólnie wymyślili spisywał wielkimi literami na kartkach.

Tak się spotkało dwóch autorów: „jeden nie potrafił czytać, drugi z kolei nie mógł prawie odgadnąć litery nawet dużego rozmiaru”.

Aronson prosił wnuczkę, by co jakiś czas przypominała mu, co działo się na początku powieści. Układanie historii było dla niej niezwykle interesujące, nie wiązało się ze stresem, dlatego z wielkim zapałem szukała liter i „Po kilku dniach potrafiła czytać całe zdania, a po miesiącu nie mogła przestać czytać”.

Książkę połknąłem bardzo szybko. Ujęła mnie prostą formą i przedstawieniem treści, zrozumiałej dla każdego. W skrócie można o niej powiedzieć tyle, że prezentuje pewne odwieczne ludzkie uprzedzenia oraz to, jak sobie z nimi radzić. Nie chciałbym opowiadać całej treści (objętość „Rózi”, to zaledwie kilka stron), ale gorąco polecam, żeby do niej zajrzeć. Znakomicie odświeża spojrzenie na życie, na Świat i na stosunki międzyludzkie.

Autor Dariusz Rekosz



1 komentarz do “Rózia i Dziadek”

  • Krysia napisał(a):

    To tak moja rodzinka połknęła Pana książkę „Tajemnica starej dzwonnicy „. Zwariowaliśmy na jej punkcie do tego stopnia, że w wakacje udaliśmy się do Środy Śląskiej,aby zobaczyć rynek, Rolanda i oczywiście dzwonnicę. Córki żałowały tylko, że wejscie koło fontanny jest za mało podniesione.Koniecznie chciały sprawdzić ,czy ta maszyna jeszcze tam stoi. Świetna przygoda, dużo by opowiadać….. POZDRAWIAMY K.A.D.M.