W roku 2010 zacytowałem jej wypowiedź, gdy była jeszcze dziennikarką programu TVN Fakty. Tych kilka zdań znalazło się w mojej powieści kryminalnej zatytułowanej „Zamach na Muzeum Hansa Klossa” (G+J Gruner & Jahr Polska). Później porozmawialiśmy kilka razy via internet i wymieniliśmy się poglądami na różne tematy. Tydzień temu otrzymałem od niej autorską książkę – „Niedziela bez Teleranka”.
Beata Tadla – napisała pełną ciepła pozycję wspomnieniową, przy której wspniale można się odprężyć.
Książka nie demonizuje stanu wojennego, ani nie utyskuje na fakt jego wprowadzenia. Bardzo rzetelnie prezentuje stanowisko różnych ludzi (autorka pokusiła się o wypowiedzi znanych i lubianych osób), a przede wszystkim charakteryzuje epokę końca lat PRL-u. Porównuje ówczesne życie ze stanem obecnym. Została podzielona na kilka tematycznych rozdziałów (np.: Podwórko, Pieniądze, Kino czy Muzyka). Aby treść nie była szokiem dla dzisiejszych młodych ludzi, autorka bardzo skrupulatnie wyjaśnia mechanizmy i prawa rządzące w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia.
Beata Tadla przywołuje z pamięci obraz codziennego życia, dziecięcych zabaw, idoli oraz… strachu i niepewności w pierwszych dniach po niedzieli, podczas której nie było Teleranka. Czytając krótkie podsumowanie (posłowie), można mieć wrażenie, że kierowana jest do obecnych okołoczterdziestolatków (najbardziej do tych, którzy mają „siódemkę” z przodu), ale nic bardziej mylnego. Myślę, że ze względu na jej zawartość i lekki język, pozbawiony moralizowania, po „Niedzielę…” powinien siegnąć każdy, kto chciałby sobie przypomnieć, jak trzydzieści lat temu wyglądały zakupy, reklamy i… dekatyzowana moda.
Gorąco polecam!